- Czy życie ma sens, jeżeli nie możesz go nikomu poświęcić? - spytała, patrząc w odbicie, które widziała już tak wiele razy. Nic się nie zmieniło, może tylko trochę. Nie była już małą dziewczynką, była kobietą. Przynajmniej tak powiedziała jej matka, kiedy wybierała nową suknię na bal świąteczny, na który została zaproszona wraz z rodziną.
- Może matka ma rację? Może jesteś kobietą - powiedziała szeptem do odbicia. Przyjrzała się sobie uważnie, swoim krągłym piersiom, które uwydatniał duży dekolt, swojej małej tali, którą przyozdobił przylegający do jej ciała materiał. Obróciła się tyłem do lustra i patrząc przez ramię, obejrzała swoje biodra. Przejechała po nich dłońmi. Czy jej zachwyt jest narcystyczny? Pudrowy róż sukienki podkreślał biel jej skóry, wysokie szpilki wyszczuplały drobną łydkę, eleganckie fale na włosach podkreślały kości policzkowe, - Może jestem piękna - dodała. Zawstydzona tą myślą, lekko zarumieniła się.
Spojrzała na zegarek. Pospiesznie założyła srebrne kolczyki, które dostała na swoje niedawne osiemnaste urodziny od ojca i zeszła na dół, by pokazać się matce, która ledwo widocznym przytaknięciem głowy zaaprobowała jej wygląd. Dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Ruszajmy, niegrzecznie jest się spóźniać na przyjęcie u tak ważnych osób. Szczególnie ważnych dla ciebie, moja droga. Nie zepsuj niczego, inaczej kara będzie surowsza niż zazwyczaj - powiedziała surowym i zirytowanym głosem kobieta. Sięgała już lat pięćdziesięciu, jednak nie można było jej odebrać urody, którą mimo wieku wciąż zachwycała mężczyzn, wzbudzając złość kobiet.
- Tak, matko - przytaknęła dziewczyna. Przeszły ją ciarki po plecach, kiedy tylko pomyślała o karach, jakie mogły przyjść na myśl jej matce. Wiedziała dobrze, że ta kobieta jest nieobliczalna, nigdy nie mogła odgadnąć, co też siedzi w jej głowie. Była karana wiele razy, wmawiała sobie jednak, że to wszystko dla jej dobra - była ostatnią nadzieją tej rodziny, odkąd jedna z jej sióstr uciekła z mugolem, a druga, choć wyszła dobrze, oddała się całkowicie służbie mężczyźnie, o którym nic nie było wiadome, prócz jego wspaniałych celów, dzięki którym ich świat miał zostać oczyszczony ze szlam i zdrajców krwi. Mimo słusznego celu, rodzice dziewcząt nie byli przekonani, czy jest to cel, któremu można oddać się całym sobą, poświęcając wszystko.
***
Dziś jest piękne niebo, pełne gwiazd, księżyc w pełni tak duży, że masz wrażenie, że gdy tylko wyciągniesz palce, będziesz mógł po niego sięgnąć. Dźwięki nocy mogą być piękne, kojące do snu, ale czasem przerażają swoją tajemniczością, dzikością od której chcesz uciec jak najdalej, schować się. Jednak tej nocy wszystko było piękne i mimo grubej warstwy śniegu zdawała się ciepła, przytulna, inna. Bezpieczna. Tego potrzebuje każdy człowiek - bezpieczeństwa. Szukamy go, mając nadzieję, że będziemy tymi szczęściarzami, którzy go doznają. Ale czy naprawdę w naszym świecie można być bezpiecznym? Czy nie jest to tylko złudzenie?
W Malfoy Manor odbywał się coroczny bal z okazji zbliżających się świąt. Cały dwór był przyozdobiony tysiącami światełek, które nadawały temu zimnemu, strasznemu domowi ciepła. Państwo Black weszli do środka. Nawet Druella nie mogła zaprzeczyć pięknu wystroju, jak i samemu wnętrzu, które robi na każdym przybyłym kolosalne wrażenie. Wszystko zostało wykończone z nadzwyczajną starannością, żaden detal nie został pominięty, a to tylko po to, aby ukazać bogactwo właścicieli. Państwo Malfoy było najbardziej szanowaną arystokratyczną rodziną. Każdy pragnął być blisko nich, zdobyć ich zainteresowanie. Cała rodzina miała wokół siebie dziwną aurę - tajemniczości, którą każdy z nich miał w swoich zimnych, szarych oczach, które obserwowały każdy twój ruch, oceniały, wymuszały szacunek; władzy, która istniała w każdym ruchu, słowie, spojrzeniu - była nieodłącznym fragmentem każdego z nich; piękna tak strasznego, aż przyciągającego. Byli wysocy, mężczyźni zbudowani atletycznie, o cerze białej, bez skazy i marmurowej postawie. Stojąc obok nich mogłeś poczuć się jak brzydkie kaczątko wokół łabędzi - nijaki, szary, bez znaczenia.
Narcyza, po przywitaniu kilku znanych jej osób, została sama z kieliszkiem szampana w dłoni, którego nie tknęła; czuła jak węzeł zaciska się w jej żołądku, miała wrażenie, że zwróci dzisiejszy obiad. Była bledsza niż zwykle, mizerna. Stresowała się, jak zawsze przed spotkaniem z nim. Zawsze czuła, gdy tyko znalazł się blisko, jak jej policzki się rumienią, dłonie drżą, a oddech na chwile ustaje. Był starszy o siedem lat, doświadczony w życiu, zapewne mądrzejszy i pełen potęgi. Czasem bała się go, szczególnie, gdy może ze wstydu, a może ze strachu przed wypowiedzeniem czegoś, co mogłoby ją pogrążyć przy nim, milczała jak zaklęta. Gniewał się wówczas, a kiedy on się gniewał... Bywał agresywny. Często przyciskał ją przodem ciała do ściany i dawał jej klapsy. Mocne klapsy. Czuła się wówczas jak mała dziewczynka, surowo karana za najmniejszy błąd. Nie była jego narzeczoną, a on już potrafił posunąć się do tego stopnia.
Wiedziała, że kiedyś zostanie zapewne jego żoną, ale czy tego chciała? Wmawiała sobie, że to jest coś, czego najbardziej pragnie - zostać małżonką Lucjusza Malfoya, urodzić mu dzieci, zresztą nie miała innego wyjścia - nie sprzeciwi się woli rodziców. Kiedy człowiek wmawia sobie coś bardzo mocno, czasem może zdać nam się, że właśnie tak jest, a wtedy jest szansa, że poczujemy się lepiej.
- Mam nadzieję, że myślisz o mnie - szepnął jej ktoś do ucha, wyrywając z zamyślenia. Kobieta podskoczyła, rozlewając na swoją rękę kropelki szampana. Mężczyzna, stojący za nią, delikatnie uchwycił jej dłoń w swoją większą i zlizał końcem języka napój z jej ciała. Narcyza złapała się na tym, że na chwilę przestała oddychać. Spojrzała na jego dłonie i lekko zmarszczyła brwi.
- Zawsze nosisz rękawiczki? - spytała, choć nieświadoma faktu, że właśnie ta myśli niestety została wymówiona na głos. Tak nie miało być... Mężczyzna tylko zaśmiał się. Na policzkach panny Black pojawiły się rumieńce, które pogłębiły się, gdy spojrzała zawstydzona w dół i ujrzała na jego spodniach wypukłość. - Przepraszam, Lucjuszu... Myślałam... Ja... Miałam wrażenie, że zostało to wymówione jedynie w mojej głowie - szepnęła i uniosła ponownie na niego wzrok.
Lucjusz popatrzył w jej duże, niebieskie oczy, a kącik jego ust uniósł się. Podał jej ramię, a kiedy po chwili namysłu dziewczyna przyjęła je, poprowadził ją w stronę ogrodu. Pragnął zostać z nią sam, za dużo mężczyzn przyglądało się Narcyzie z pożądaniem wymalowanym na ich twarzy, zapominając, że ona należy wyłącznie do niego. Weszli do labiryntu, Lucjusz bez problemu zaprowadził ich na sam środek. Widząc zagubienie w jej oczach, prychnął. Kiedy stanęli, obrócił się do niej, by mieć ją naprzeciw, i palec po palcu zdjął każdą z rękawiczek, które rzucił na ziemię, a następnie położył dłonie na jej krągłych biodrach.
- Wyglądasz przecudnie, Narcyzo, kusząco... Bardzo. Czasem mam wrażenie, że pragniesz, aby nie tylko moje oczy spoczywały na tobie, ale również innych mężczyzn - powiedział, starając się utrzymać swój głos na wodzy; nie miał zamiaru wybuchnąć. Kiedy dziewczyna chciała się od niego oddalić, ten schwycił jej nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Lucjuszu, jest mi zimno... Wróćmy do środka - szepnęła, wiedząc, co się zbliża. - Proszę - dodała bezgłośnie, na co uzyskała w odpowiedzi śmiech mężczyzny. Po chwili poczuła, jak Lucjusz puszcza ją, a następnie nakłada na nią swój płaszcz. Nie zdołała nawet podziękować ze strachu.
- Nie bój się - szepnął i pogłaskał ją wierzchem dłoni po zimnym policzku. - Jesteś ze mną, Narcyzo. Jesteś bezpieczna, malutka - dodał i przyciągnął ją do siebie. Kiedy po chwili Narcyza wtuliła się w niego, zmarznięta, dał jej lekkiego klapsa, na który dziewczyna podskoczyła i chciała uciec, jednak mocno ją przytrzymał przy swojej piersi. - Nie lubię, gdy inni mężczyźni patrzą na ciebie jak na kogoś, kogo chcą pieprzyć, kto jest elementem ich fantazji. Tylko ja mogę cię pieprzyć - nikt inny. Jesteś moja, Cyziu, tylko moja - syknął jej do ucha.
Narcyza poczuła jak mimowolnie łza spłynęła jej po policzku. Bała się go, bardzo... Nie chciała zostać ukarana, nie zrobiła nic złego i nie zasłużyła na to. Wtuliła się w niego mocno, obejmując go z całych sił, mając nadzieję, że nic jej nie zrobi. Miała nadzieję...
- Lucjuszu, to nie moja wina... Proszę, nie rób mi nic, proszę. Przecież nic nie zrobiłam, chciałam wyglądać pięknie dla ciebie, abyś był ze mnie dumny. Chcę być piękna dla ciebie, tylko dla ciebie. Jestem twoja - wyszeptała na jednym wdechu.
Mężczyzna puścił ją i ujął jej twarz w swoje dłonie, składając na jej ustach długi, namiętny pocałunek, wkładając jej swój język do gardła, przez co dziewczyna zaczęła krztusić się i odsuwać od niego. Schwycił ją za dłonie i spojrzał jej w oczy,
- Przyzwyczaj się, moja droga - powiedział, widząc łzy w jej pięknych oczach. Wyciągnął pudełeczko z kieszeni, a kiedy je otworzył, oczom Narcyzy ukazał się pierścionek zaręczynowy, który Lucjusz delikatnie włożył jej na palca. - Niedługo będziesz moją żoną, Cyziu, musisz nauczyć się jeszcze tak wiele - szepnął i ucałował wierzch jej dłoni,
Narcyza nic nie rozumiała. Jego nastrój zmieniał się z sekundy na sekundę, gubiła się w jego emocjach, nic nie rozumiała... On jej się zaręczył? Nie zapytał... Ale po co miał pytać? Odpowiedź znał odkąd zostali przedstawieni sobie przez rodziców rok temu. Spojrzała mu w oczy, w oczy jej przyszłego męża. Bellatrix opowiadała jej, że Lucjusz kochał perwersję w łóżku, a liczba jego kochanek była... duża. Ona nie będzie jego kolejną zabawką, będzie jego żoną - to trzymało ją na duchu, czuła się dla niego ważna.
- Lucjuszu - tylko tyle zdołała wykrztusić, patrząc na pierścionek. Mężczyzna delikatnie otarł jej łzy, po czym założył swoje rękawiczki.
- Dziś obędzie się bez kary, mamy na to całe życie. A teraz, moja droga, wracajmy do środka. Niech wszyscy zobaczą moją piękną narzeczoną. Moją - dodał, podając jej ramię.
Narcyza nie mogła oderwać od niego wzroku, po raz pierwszy. Chwyciła jego ramię, przybliżając się do niego nadzwyczaj blisko, co nie uszło jego uwadze. Ujął jej brodę i złożył na jej ustach namiętny pocałunek, tym razem łagodniejszy. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, jak zamyka powieki. Gdy szli w ciszy do dworu, Narcyza zastanawiała się nad swoim życiem z Lucjuszem. Mimo jego gwałtowności, agresji fascynował ja w nadzwyczajny sposób, którego nie potrafiła wyjaśnić, chciała być blisko niego - zawsze. Czasem, może tylko czasem, miała wrażenie, że zakochuje się w nim, szczególnie gdy całował ją w tak delikatny sposób, choć zdarzało się to jednak rzadko... Może, gdy zostanie jego żoną, zazna trochę szczęścia, może świat nabierze innych kolorów, może ten mężczyzna pokocha ją. Może... Czuła się przy nim bezpieczna, choć czasem traktował ją jak własność, nagrodę w konkursie. Czuła się bezpieczna mimo kar wymierzonych przez niego. Czuła się bezpieczna, choć bała się go. Czy to jest normalne? Czy ten związek, ich relacje są jedynie wypełnieniem pragnienia ich rodziców? Nie chciała tego wiedzieć, chciała tylko kochać i być kochana, chciała raz w życiu poczuć się szczęśliwa. Nie wiedziała jednak, jak wiele jej przyszłe życie przyniesie łez, strachu, ale również uśmiechu. Nic nie wiedziała.